"MóJ Mąż UMARł, A 3 MIESIąCE PóźNIEJ DOWIEDZIAłAM SIę, żE MA DZIECKO. TERAZ KOCHANKA MNIE SZANTAżUJE"

“Ja i mąż w tygodniu dużo pracowaliśmy, można więc powiedzieć, że żyliśmy od weekendu do weekendu. Mieliśmy dwójkę dzieci, którymi musieliśmy się zająć, więc w ostatnich latach mieliśmy bardzo mało czasu dla siebie. Czasami odnosiłam wrażenie, że się od siebie oddaliliśmy, ale nadal bardzo go kochałam. Czy on kochał mnie? Nie wiem. Jednak fakt, że po jego śmierci dowiedziałam się, że zaliczył skok w boku, nie świadczy zbyt dobrze. Teraz jego kochanka mnie szantażuje.” 

"Moi rodzice mieszkali dość daleko od Warszawy, jednak miałam z nimi całkiem niezłe relacje. Kiedy zaprosili nas na sobotni wieczór na urodziny taty, ucieszyłam się, że się z nimi spotkam. Tego dnia znowu pokłóciłam się z mężem. Wypomniałam mu, że już praktycznie nie mamy żadnych wspólnych tematów poza dziećmi. Bardzo mnie to martwiło, ponieważ Filip był dla mnie ważny i chciałam ratować nasz związek. On moje słowa odebrał jak atak. Zaczął krzyczeć, że wrócił zmęczony z pracy, w której spędził 11 godzin, a ja mam jeszcze do niego pretensje. 

 - To gdzie są te pieniądze? - wykrzyczałam. 

Filip w ostatnich latach naprawdę dużo pracował, a pieniędzy ciągle nam brakowało. Kiedy na naszym wspólnym koncie kończyły się środki, on nigdy nie miał pieniędzy na nieprzewidziane wydatki. Ja nawet nie byłam o to zła. Wiedziałam, że dużo wydaje na motor, który był jego pasją. Utrzymanie samochodów też kosztowało - usprawiedliwiałam go. Już wkrótce miałam się przekonać, jaka byłam naiwna. 

Po tej kłótni nie rozmawialiśmy ze sobą przez tydzień. Nadszedł dzień urodzin mojego taty, spakowałam dzieci do auta i wyjechaliśmy już rano, żeby pomóc mamie w przygotowaniach. Był styczeń, wcześnie się ściemniało. Poza tym, na wieczór zapowiadali marznący deszcz. Postanowiłam więc, że zostaniemy na noc. Mężowi zostawiłam kartkę na stole w salonie."

"Impreza urodzinowa taty była naprawdę udana. Zjechała się spora część naszej rodziny. Nic nie mogło mnie jednak przygotować na to, co stało się w nocy. Uparcie ignorowałam dzwoniący telefon. Byłam tak zmęczona, że najpierw go nie słyszałam. Kiedy odebrałam, mój świat się zawalił. Filip zginął w wypadku samochodowym… Jechał do nas. 

Kolejne wydarzenia pamiętam, jak przez mgłę. Pogrzeb, powrót do pustego domu, powrót do pracy. Działałam automatycznie. Woziłam dzieci do psychologa, ponieważ sama nie potrafiłam z nimi rozmawiać. Moi rodzice zauważyli, że jestem wrakiem i zaproponowali mi pomoc m.in. finansową, żebym mogła na jakiś czas zrezygnować z pracy i skupić się na sobie. Tak zrobiłam. Nie potrafiłam odnaleźć się w rzeczywistości bez niego, a musiałam być silna dla dzieci." 

"Kiedy moi rodzice przyjechali nas odwiedzić, wiele wysiłku kosztowało mnie udawanie, że jest ok. W rzeczywistości coraz bardziej skłaniałam się ku terapii. Nasze rodzinne spotkanie przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, jednak nie znałam kobiety, która złożyła nam wizytę. Poprosiła o rozmowę. Myślałam, że jest przedstawicielką handlową i może zachowałam się mało kulturalnie, ale zamknęłam jej drzwi przed nosem. 

Następnego dnia mój telefon dzwonił 5-krotnie. Mogłam nie odbierać… Kobieta przedstawiła się jako narzeczona Filipa i zażądała pieniędzy. Rzuciłam słuchawką. Ale ona następnego dnia znowu do nas przyszła. Tym razem byłam sama. Wpuściłam ją. 

 - Jestem narzeczoną Filipa. Potrzebuje pieniędzy - zaczęła znowu. 

Kiedy kazałam jej się wynosić, pokazała mi zdjęcie dziecka. 

- To dziecko moje i Filipa - powiedziała. 

 Z fotografii patrzyły na mnie oczy identyczne, jak mojego męża. 

 - Jeśli nie dasz mi 50 tys., spotkamy się w sądzie - ponownie powiedziała ostrzej. 

Prychnęłam. - Ja nie mam takich pieniędzy. Nawet ten dom nie jest mój. Wszystko, co należało do Filipa, teraz należy do naszych dzieci - oznajmiłam, po czym ponownie kazałam jej wyjść. 

 - Do zobaczenia w sądzie - odpowiedziała tylko. 

O to byłam spokojna. Wszystko, co Filip miał, przed śmiercią przepisał na nasze dzieci. Czy on to zaplanował? Tego nigdy się nie dowiem. Nie wiem też, czy potrafię mu wybaczyć zdradę." 

"Moi rodzice mieszkali dość daleko od Warszawy, jednak miałam z nimi całkiem niezłe relacje. Kiedy zaprosili nas na sobotni wieczór na urodziny taty, ucieszyłam się, że się z nimi spotkam. Tego dnia znowu pokłóciłam się z mężem. Wypomniałam mu, że już praktycznie nie mamy żadnych wspólnych tematów poza dziećmi. Bardzo mnie to martwiło, ponieważ Filip był dla mnie ważny i chciałam ratować nasz związek. On moje słowa odebrał jak atak. Zaczął krzyczeć, że wrócił zmęczony z pracy, w której spędził 11 godzin, a ja mam jeszcze do niego pretensje. 

 - To gdzie są te pieniądze? - wykrzyczałam. 

Filip w ostatnich latach naprawdę dużo pracował, a pieniędzy ciągle nam brakowało. Kiedy na naszym wspólnym koncie kończyły się środki, on nigdy nie miał pieniędzy na nieprzewidziane wydatki. Ja nawet nie byłam o to zła. Wiedziałam, że dużo wydaje na motor, który był jego pasją. Utrzymanie samochodów też kosztowało - usprawiedliwiałam go. Już wkrótce miałam się przekonać, jaka byłam naiwna. 

Po tej kłótni nie rozmawialiśmy ze sobą przez tydzień. Nadszedł dzień urodzin mojego taty, spakowałam dzieci do auta i wyjechaliśmy już rano, żeby pomóc mamie w przygotowaniach. Był styczeń, wcześnie się ściemniało. Poza tym, na wieczór zapowiadali marznący deszcz. Postanowiłam więc, że zostaniemy na noc. Mężowi zostawiłam kartkę na stole w salonie."

2024-07-05T17:17:56Z dg43tfdfdgfd